Szczęście Starego Fordonu czyli gdzie mamy punkt G
Ze smutkiem przeczytałem dzisiejszy Tygodnik Fordon, dodatek do Expressu Bydgoskiego. Kolejne wersy krzyczały określeniami, brak szczęścia, brak wykonawcy, nie ma zainteresowania, nie opłaca się, duży dystans, a to tylko cytując tytułową stronę. Sprawa rewitalizacji ulicy Bydgoskiej i nabrzeża nad Wisłą czeka na nowe rozwiązania lub co gorsza, na nowego gospodarza.
Jako że mamy rok cudów wyborczych, różni ludzie szafują obietnicami, niczym koza bobkami na pastwisku. Jeden obieca że dobuduje wieże obronne przy moście, inny że punkt kultu św. Wojciecha na Wyszogrodzie stanie się nowym miejscem pielgrzymek z zaprzyjaźnionego z Bydgoszczą, Torunia. Tylko że my nadal jesteśmy Fordonem. Mieszkamy tu i od kilku lat zmieniamy nasze otoczenie, wbrew obowiązującej na Wyspie Młyńskiej modzie. Nas nie dotyczy GPR, bo wg oceny wiceprezydenta miasta, jest kilka osób z pomysłami, ale reszta NIC nie robi. Nas nie obejmują cykliczne imprezy miejskie, bo lepsze jest to co widać z okna ratusza. Przecież tam jest Stowarzyszenie Miłośników Starego Fordonu, a oni dadzą radę zrobić fajne święto dzielnicy. Działają też przy jakiś ptakach, krzakach, Wiśle czy inny bajkach, cieszą się przy tym jak Indianie którzy dostali po szklanym paciorku, w zamian za ziemię. Co prawda zbyt się interesują rewitalizacją, ale już cztery lat ich robimy w koło, da się jeszcze trochę pokręcić. Jak wygramy wybory, to ze cztery kolejne będą jeszcze do wykorzystania.
Trudno się z tym nie zgodzić. W 1973 nasi poprzednicy pod przymusem oddali niezależność, prawa miejskie i przeszłość miasta Fordon. Sądzili, że lada moment pojawią się koparki, dźwigi i wielka płyta, która da im normalne lokale, ciepłą wodę i gaz. Tak się jednak nie stało. Mamy rok 2018 realia się zmieniły, natomiast mentalność urzędnika jest taka sama. Ot pojedzie taki do Fordonu, ze zrozumieniem pokiwa głową, obieca coś tam, łzy mu się w oczach zakręcą, bo społecznicy z SMSF naprawdę wiele robią…..ekhmm, hlip, hlip, hlip…..no i do domu do Bydgoszczy. Z tej perspektywy garstka nawiedzonych ludzi, wygląda jak grupka mało liczących się wariatów. Niech piszą pisma, na nie odpowiedź jest tak samo bełkotliwa, jak opinia pijaczka z Belwederu, o dojrzewaniu samicy pytona tygrysiego.
Ta zabawa trwa już długo. Wybory za pasem. Urna wyborcza niczym kupa w lesie, mami swoim zapachem tych co to chętnie wszystko obiecają, licząc na cztery lata spokojnej synekury. Próżne wasze nadzieje. Nasza cierpliwość skończyła się już dawno. Zawsze możemy się zradykalizować. Nagle okaże się, że nie tylko Teatr Kameralny, czy młyny Rothera da się zrobić, ot tak od ręki. Za małą chwilę zdziwią się narody, że wykonawca aż trze kopytami aby rozpocząć remont ulicy Bydgoskiej.
Brama świadczy o gospodarzu. Tą bramą jest Stary Fordon. Możliwe że gospodarz nie chce już nim być. Dlatego pod osłoną nocy rezydując w dawnej szkole jezuickiej przy Starym (znak jakiś, czy kie licho?) Rynku w Bydgoszczy, pospiesznie pakuje do saka, ołówki, długopisy, gumki myszki i kalkulator, wiedząc że już tam długo nie zagości. Dla nas autochtonów Starego Fordonu to wszystko jedno. Nowych mieszkańców magistratu też będziemy cisnąć, nawet bardziej, bo kolejnych czterech lat oczekiwań już nie zdzierżymy*
Amon- nowe wcielenie bitwy o Fordon
* Ten wpis nie ma charakteru groźby, wyraża opinię jednego z członków Stowarzyszenia Miłośników Starego Fordonu